niedziela, 27 stycznia 2013

Radykalizmy queer

Gdyby ktoś przypadkiem przeoczył ten wiekopomny fakt, przypominamy, że w grudniu ukazał się nowy numer czasopisma InterAlia. Żeby zachęcić, albo i zniechęcić, do lektury, poniżej kopiuję fragmencik ze wstępu (autorstwa T. Basiuka, T. Sikory i R. Majki).

***

Radykalizm jest w stanie kryzysu. Różne sposoby myślenia i działania, które tradycyjnie definiowały się jako „radykalne” tracą dziś grunt pod nogami postawione wobec faktu, że kryteria radykalizmu są w coraz większym stopniu wątpliwie i niestabilne. Czyż kapitalizm (wraz ze swoją liberalną podbudową) nie okazuje się na każdym kroku bardziej radykalny w swojej nieustannej „ucieczce do przodu” niż jego najradykalniejsi krytycy czy najradykalniejsze krytyczki? Czyż przypisywanie sobie radykalizmu nie staje się często pretekstem do elitystycznego wywyższania się i zbijania symbolicznego kapitału, co jednocześnie degraduje i „upomiotawia” tych wszystkich i te wszystkie, które „nie nadążają”? Kto może sobie pozwolić (materialnie, symbolicznie, a nawet psychologicznie) na subwersję, transgresję i radykalną opozycję jako długofalowe strategie życiowe lub polityczne? Kto w ogóle ma możliwość artykułowania swojej „radykalnej pozycji”? Krótko mówiąc: czy występowanie z „radykalnych pozycji” jest jeszcze w ogóle radykalne?

[...]

Niżej podpisani muszą się do czegoś przyznać. Nigdy dotąd wspólna praca nad artykułem wstępnym do numeru nie była dla nas tak uciążliwa i naznaczona tyloma (można by rzec: radykalnymi) różnicami zdań, co zdaje się potwierdzać aktualność pytań, które stawialiśmy rok temu przy planowaniu niniejszego numeru. Czasem nasze negocjacje kończyły się w prosty sposób: wystarczyła zmiana jakiejś formy językowej, powiedzmy z „jest” na „może być postrzegana jako”, aby stonować wydźwięk danej tezy, jeśli nie zgadzali się z nią inni współautorzy. Z pozostałymi kwestiami nie było już tak łatwo. Uważna_y czytelniczka_nik w dalszym ciągu odnajdzie w powyższym tekście pewne niespójności i dwuznaczności. Nasze zakulisowe dyskusje sprowadzały się w istocie do kilku fundamentalnych pytań: Co, jeśli w ogóle coś, można (nadal) uznawać za „kłirowe” (i gdzie)? Co, jeśli w ogóle coś, można uznać za „radykalne” (i gdzie)? Czy wreszcie słynne Leninowskie pytanie: Jak należy działać, tu i teraz? W imię czego, w oparciu o jaką polityczną kalkulację? O ile niektórzy współautorzy opowiadali się za sojuszem kłiru z ruchami antykapitalistycznymi i antykolonialnymi, inni wyrażali obawy, czy takie sojusze nie doprowadzą w końcu do zaniku specyfiki kłirowych pozycji w ramach projektów tak szerokich, że niezdolnych zapewnić kłirowi zachowanie tejże specyfiki. Z drugiej zaś strony, twierdzenie, że cele kłiru powinny pozostać „realistyczne” i „praktyczne”, a więc ruch kłirowy powinien skupiać się raczej na takich kwestiach, jak związki czy małżeństwa partnerskie, spotykały się z zarzutem, że taka postawa redukuje kłirowy „projekt” (jeśli takowy kiedykolwiek istniał) z powrotem do starej, dobrej polityki tożsamościowej w wydaniu LGBT. Ostatecznie współautorzy nie potrafili wypracować wspólnych wniosków ani też wskazać wspólnych kierunków działania.

[t]