poniedziałek, 27 lipca 2009

"Wybierz życie", fundamentalizm religijny a mainstreamowy katolicyzm w Polsce

Parę przemyśleń na temat ekstremalnie antyaborcyjnej wystawy "Wybierz życie" na Pl. B. Chrobrego w Bielsku-Białej.

1. W dojrzałej demokracji liberalnej, do której Polska aspiruje, demokratyczna przestrzeń publiczna powinna być miejscem konstruktywnego dialogu pomiędzy różnymi stanowiskami etycznymi, a nie szczucia jednej grupy społecznej na inną, kierującą się innymi zasadami etycznymi. W demokrację wpisana jest różnorodność filozofii na życie, a Konstytucja gwarantuje wolność wyznania i sumienia, wolność wyboru. Przestrzeń publiczna powinna być właśnie miejscem szacunku dla poglądów drugiego człowieka - miejscem dialogu zbudowanego na merytorycznych, logicznych argumentach, zasadzających się na współczesnej wiedzy naukowej, szczególnie w tak drażliwych kwestiach, jak prawa kobiety do decydowania o własnym ciele i życiu.

Wystawa ta tymczasem nie ułatwia, a wręcz uniemożliwia, przeprowadzenie jakiejkolwiek wyważonej obywatelskiej dyskusji nad obowiązującym porządkiem prawnym i standardami demokratycznymi. Jest ona przejawem fundamentalizmu katolickiego; jest to skrajnie ideologiczne stanowisko w kwestii aborcji.

Zatem jeśli pojawiają się takie fundamentalizmy, zaogniające konflikt światopoglądowy i radykalizujące postawy, trzeba liczyć się z tym, że będą miały miejsce równie radykalne reakcje.

2. Wystawa ta nie zmusza do analizowania innych pozycji etycznych, ale wkłada w głowę katoliczki i katolika myśli i emocje. Już jednoznaczne. Faszeruje ideologiczną agresją, nienawiścią. Manipulując obrazem, jak i retoryką, doprowadza katoliczki i katolików do ideologicznej wściekłości - co przekłada się na nastroje społeczne, nastawienie do innego stanowiska etycznego w tej materii. Jaki może być rezultat takiego fundamentalizmu, przekonują się o tym w Stanach Zjednoczonych, gdzie fundamentaliści religijni zabijają lekarki/lekarzy, które/którzy przeprowadzają aborcję.

3. Wystawa "Wybierz życie", utrzymując się we wspólnej demokratycznej przestrzeni publicznej miasta, tak naprawdę właśnie godzi w demokrację, w postulaty konstytucyjne. Jej obecność na Pl. B. Chrobrego to sankcjonowanie degradowania zasad prawdziwej demokracji, państwa świeckiego. Bo jest ona przeciwko wolności wyznania. Przeciwko wolności sumienia. Nie ma w niej szacunku dla drugiego człowieka i jej/jego innej ścieżki etycznej. Aż zdumiewa niesłychanie, że władze miasta, które przecież mają stać na straży porządku konstytucyjnego, standardów debaty publicznej i wreszcie samej demokracji, pozwalają na to, aby ten porządek, te standardy i wreszcie ta demokracja były negowane, przekreślane i wyszydzane.

Zgoda miasta na nią, jak również poparcie prawicowych, katolickich obywatelek i obywateli, są też dowodami na to, że w Polsce fundamentalizm religijny stał się "normalnym", mainstreamowym katolicyzmem.
(r)

środa, 22 lipca 2009

Czyje uczucia wolno obrażać, czyli katodyktatura rulez

Mało kto kwestionuje dziś zasadę, zgodnie z którą nowoczesne państwo powinno gwarantować wolność religijną. Czym innym jednak gwarancja swobody wiary i wyznania, a czym innym specjalna ochrona prawna roztaczana nad wszystkim, co się z religią wiąże. W Polsce "obraza uczuć religijnych" to potężny oręż w walce ze wszystkim, co niezależne, odmienne, niezgodne z fundamentalistyczną, katolicką wizją świata.

Polskę pokrywa gruba warstwa katolickiego betonu, którego nawet kwas solny nie ruszy. Katodyktatura dusi w zarodku niemal każdy przejaw niezależnej myśli lub ekspresji artystycznej. Obrzydliwa jest obłuda, z jaką katoliccy publicyści szafują określeniami typu "dyktatura poprawności politycznej" albo "homo-terroryzm". Robią to w państwie, w którym katoliccy fundamentaliści, których symbolem stał się ksiądz Rydzyk, od lat nie ponoszą ŻADNYCH konsekwencji swoich ksenofobicznych, rasistowskich, homofobicznych praktyk i wypowiedzi, podczas gdy np. artyści, którzy odważą się złamać tabu, są ciągani po sądach lub poddawani instytucjonalnemu ostracyzmowi. Nic dziwnego, że ogromna część współczesnej polskiej kultury i nauki pozostaje jałowa, zaściankowa i nieatrakcyjna: tylko wolność twórcza i intelektualna może być gwarantem tworzenia nowej jakości.

Po Polsce jeździ od kilku lat wystawa "Wybierz życie"; obecnie można ją oglądać w centrum Bielska-Białej, w ogólnie dostępnym miejscu publicznym. Głosy sprzeciwu są nieliczne i zwykle dotyczą jedynie nadmiernej drastyczności prezentowanych fotografii. Tymczasem hasło "Biskup nie jest bogiem" (jakże oczywiste!) okazało się już zbyt kontrowersyjne, żeby mogło pojawić się oficjalnie w przestrzeni publicznej. Nie wspomnę już o licznych wystawach, które zamykane są w związku z "obrazą uczuć religijnych" albo o akcji "Niech nas zobaczą", która – pomimo swej bardzo łagodnej formy – wywołała ogromną falę sprzeciwu i agresji.

Wystawa "Wybierz życie" to dobitny dowód na istnienie polskiej katodyktatury. Każe ona po raz kolejny zadać pytanie: czyje uczucia wolno obrażać? Bo wiemy już wszyscy, że nie wolno obrażać jak najszerzej rozumianych uczuć katolickich. Ale dlaczego równa ochrona prawna nie dotyczy uczuć osób o niekatolickim światopoglądzie? odmieńców seksualnych? kobiet, które chce się zmuszać do rodzenia dzieci poczętych w wyniku gwałtu?

Nawet jeśli katolicyzm jest faktem wpisanym w polską rzeczywistość, uprzywilejowana pozycja, jaką zapewnia mu polskie prawo (i codzienna praktyka sprawowania władzy) jest nie do pogodzenia ze standardem nowoczesnego państwa bezwyznaniowego.

Dlatego wszelkim przejawom katolickiego terroru należy powiedzieć głośne i zdecydowane NIE! (Oops, czyżbym obraził czyjeś uczucia religijne?)
(t)