Mało kto kwestionuje dziś zasadę, zgodnie z którą nowoczesne państwo powinno gwarantować wolność religijną. Czym innym jednak gwarancja swobody wiary i wyznania, a czym innym specjalna ochrona prawna roztaczana nad wszystkim, co się z religią wiąże. W Polsce "obraza uczuć religijnych" to potężny oręż w walce ze wszystkim, co niezależne, odmienne, niezgodne z fundamentalistyczną, katolicką wizją świata.
Polskę pokrywa gruba warstwa katolickiego betonu, którego nawet kwas solny nie ruszy. Katodyktatura dusi w zarodku niemal każdy przejaw niezależnej myśli lub ekspresji artystycznej. Obrzydliwa jest obłuda, z jaką katoliccy publicyści szafują określeniami typu "dyktatura poprawności politycznej" albo "homo-terroryzm". Robią to w państwie, w którym katoliccy fundamentaliści, których symbolem stał się ksiądz Rydzyk, od lat nie ponoszą ŻADNYCH konsekwencji swoich ksenofobicznych, rasistowskich, homofobicznych praktyk i wypowiedzi, podczas gdy np. artyści, którzy odważą się złamać tabu, są ciągani po sądach lub poddawani instytucjonalnemu ostracyzmowi. Nic dziwnego, że ogromna część współczesnej polskiej kultury i nauki pozostaje jałowa, zaściankowa i nieatrakcyjna: tylko wolność twórcza i intelektualna może być gwarantem tworzenia nowej jakości.
Po Polsce jeździ od kilku lat wystawa "Wybierz życie"; obecnie można ją oglądać w centrum Bielska-Białej, w ogólnie dostępnym miejscu publicznym. Głosy sprzeciwu są nieliczne i zwykle dotyczą jedynie nadmiernej drastyczności prezentowanych fotografii. Tymczasem hasło "Biskup nie jest bogiem" (jakże oczywiste!) okazało się już zbyt kontrowersyjne, żeby mogło pojawić się oficjalnie w przestrzeni publicznej. Nie wspomnę już o licznych wystawach, które zamykane są w związku z "obrazą uczuć religijnych" albo o akcji "Niech nas zobaczą", która – pomimo swej bardzo łagodnej formy – wywołała ogromną falę sprzeciwu i agresji.
Wystawa "Wybierz życie" to dobitny dowód na istnienie polskiej katodyktatury. Każe ona po raz kolejny zadać pytanie: czyje uczucia wolno obrażać? Bo wiemy już wszyscy, że nie wolno obrażać jak najszerzej rozumianych uczuć katolickich. Ale dlaczego równa ochrona prawna nie dotyczy uczuć osób o niekatolickim światopoglądzie? odmieńców seksualnych? kobiet, które chce się zmuszać do rodzenia dzieci poczętych w wyniku gwałtu?
Nawet jeśli katolicyzm jest faktem wpisanym w polską rzeczywistość, uprzywilejowana pozycja, jaką zapewnia mu polskie prawo (i codzienna praktyka sprawowania władzy) jest nie do pogodzenia ze standardem nowoczesnego państwa bezwyznaniowego.
Dlatego wszelkim przejawom katolickiego terroru należy powiedzieć głośne i zdecydowane NIE! (Oops, czyżbym obraził czyjeś uczucia religijne?)
(t)
środa, 22 lipca 2009
Czyje uczucia wolno obrażać, czyli katodyktatura rulez
Etykiety:
demokracja,
etyka,
fundamentalizm religijny,
polityka,
prawo,
przestrzeń publiczna
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
już nie mogę się doczekać aż zobaczę te wystawę :-) ale napisali o niej chyba także na gazeta.pl, w dość krytycznym ujęciu.
OdpowiedzUsuńjakaś masakra.