poniedziałek, 22 lutego 2010

Homonormatywność

Cały artykuł pt. "Lewica, równość, solidarność. Spór o wartości i strategie" ukazał się na Feminotece. Na blogu zamieszczam jego część dotyczącą homonormatywności.

-------------------

Homonormatywność

Mam wrażenie, że wielu „ortodoksyjnie marksistowskich”, jak i „ortodoksyjnie socjalistycznych” działaczy oraz anarchistów „zafiksowanych” na aspekcie materialno-gospodarczym traktuje ruchy „nowej lewicy”, w tym feminizm i LGBTQIA (ruchy wolnościowe i równościowe rozwijające się od lat 60. XX wieku), jednowymiarowo jako bękarty neoliberalnego kapitalizmu. Które raczej wzmacniają status quo, aniżeli go podważają. Jest to zdumiewające, tym bardziej, że przecież oczywiste musi być to, że nie ma jednolitego ruchu: w jego obrębie zawsze są pęknięcia, powstają reakcje. I jak klasyczna polityka tożsamościowa tworzy pewien określony podmiot gejowski, tożsamość gejowską (wykluczając to, co się w niej nie mieści), tak (powstała w reakcji na nią) polityka i etyka „queer”, polityka i etyka odmieńcow, wklucza, jak pisze Mizielińska, „wszystkich buntujących się przeciwko normalizującym zachowaniom, odrzucającym społeczne etykietowanie i hierarchizowanie zachowań seksualnych”. Również ustawia się w opozycji do kapitalistyczno-normatywnych ciągot mainstreamowego ruchu gejowsko-lesbijskiego, którego celem – o czym mówiłem we Wrocławiu podczas 7. Festiwalu Przeciw Wykluczeniom „Lesbijki, geje i przyjaciele” – jest zdobywanie przyczółków heteronormatywnego i kapitalistycznego porządku; gdzie sukces ruchu GL ma być mierzony udziałem w każdym symbolu dominującego porządku. To jest tak zwana „homonormatywność”, czyli wpasowywanie się w dominujące szablony i struktury, bezrefleksyjne i bezkrytyczne podążanie za „nowymi trendami” (konsumpcjonistycznymi), dawanie się prowadzić neoliberalnemu konsumeryzmowi za rączkę. To właśnie homonormatywność współczesnej „tożsamości gejowskiej” krytykuje Jarosław Pietrzak w „Ciesz się swoją fiksacją!”.

Polemizowałbym jednak z Pietrzakiem, kiedy pisze, że film „Milk” pokazuje nam (nostalgicznie) kulturę gejowską, jaką ona już od dawna nie jest i że „choć już nas nie pałują, nie tylko nie odnieśliśmy zwycięstwa, ale wręcz ponieśliśmy klęskę, bo daliśmy swą tożsamość zaciągnąć na służbę systemu, który jest nie do przyjęcia”. Zgadzam się z Pietrzakiem, że „tożsamość (gejowska) została zaciągnięta na służbę systemu, który jest nie do przyjęcia”. Zgadzam się, że klęską jest fakt, że kolejny wolnościowy ruch społeczny stał się błyszczącą zabawką w rękach kapitalistyczno-normatywnego systemu.

Mam jednak taką refleksję: emancypacyjny ruch gejowski chciał takich samych praw, co osoby heteroseksualne, w ramach istniejącego systemu, który tymczasem dryfował już w kierunku siermiężnego neoliberalizmu. Wpisywał się więc w status quo tamtej rzeczywistości, w jej struktury społeczno-prawne i porządek kulturowy. Była to polityka i praktyka mocno osadzone w konkretnych warunkach społeczno-kulturowych i klimacie politycznym: amerykańska, lokalna polityka wolnościowego ruchu gejowskiego. W konkretnym „tam i wtedy”. Nostalgia za „kulturą gejowską, jaką ona już od dawna nie jest” jest jakby nostalgią za ahistorycznym i akulturowym fantazmatem poprawnego „gejostwa”. A takiego czegoś nie ma. Są tylko lokalne polityki tożsamościowe, w olbrzymim stopniu uzależnione i dostosowane do realiów społecznych i kulturowych danego społeczeństwa i danej „historycznej teraźniejszości”. Poza tym, jeśli dobrze odrobiliśmy i odrobiłyśmy lekcję z postmodernizmu (myślenie krytyczne!), wiemy, że obliczona na konkretne rezultaty polityczno-społeczne emancypacyjna polityka tożsamościowa i esencjalistyczno-etniczne modele „geja” i „lesbijki”, jakie forsowała, nie były projektami krytycznymi, bo – gdy spojrzymy na to, jak się potoczyły – działały (i działają) wykluczająco i normatywizująco. I choć mainstreamową, dominującą kulturę gejowską zabiegi konsumeryzmu i dyscyplina neoliberalnego indywidualizmu wypłukały z empatii i szerszej solidarności społecznej, istnieją przecież organizacje i prężne środowiska (aktywistyczno-naukowe) odmieńców, zorganizowane w opozycji do tej homonormatywnej „gay culture” i „gay identity”. Odmieńców, które i którzy dostrzegają współzależność i równoległe występowanie różnych systemów i instytucji opresji (instytucja kapitału, patriarchat, heteronorma, instytucja płci, instytucja małżeństwa, binaryzm, etnocentryzm, rasizm, instytucja orientacji seksualnej, instytucja monogamii, itp.) i prowadzą politykę i praktykę, w której sprzeciwiają się tym wszystkim systemom i instytucjom. W Polsce mamy choćby krakowską Miłość Bez Granic czy warszawską UFĘ. Tak więc, można powiedzieć, że nie wszystkie osoby nieheteroseksualne „dały się zaciągnąć na służbę systemu, który jest nie do przyjęcia”. Ruch oporu trwa.

(r)

1 komentarz:

  1. Rafiku,

    odnosząc się do tego, co tutaj i na Feminotece - sądzę, że masz rację. Myślę, że problem (na co zawsze zwraca mi uwagę bliska osoba) zasadza się na tym, o czym piszesz - w Polsce lewicę utożsamia się z myśleniem w kategoriach ekonomicznych, nie odrobiono natomiast lekcji z lewicowości w zakresie krytycznego myślenia o rzeczywistości w ogóle.

    OdpowiedzUsuń