
Asumptem do jego powstania było między innymi poczucie ubóstwa polskiej ideosfery. To nie znaczy bynajmniej, że nie pojawiają się w Polsce idee świeże, ciekawe, ożywcze; po prostu w dalszym ciągu jest ich zbyt mało, żeby mogły osiągnąć masę krytyczną zdolną otworzyć prawdziwie nowe horyzonty i „przeorać” umysły naszych ukochanych rodaków płci dowolnej. Jest sporo racji w tych głosach, które oskarżają akademickie elity o zbijanie kapitału kulturowego na modnych „nowoczesnych” teoriach przy jednoczesnym obwarowywaniu się w Świątyni Wiedzy i okazjonalnym głoszeniu kazań dla ciemnego ludu. Tymczasem nawet wśród owych elit (choć używam tego określenia niechętnie, słysząc w nim echa zjadliwości Jarosława Kaczyńskiego lub świętego moralnego oburzenia Marka Migalskiego) zrozumienie głoszonych teorii często sięga niewiele głębiej niż grubość naskórka. Z całą pewnością nowe idee potrzebują trochę czasu, żeby się wchłonąć, przegryźć, ale niezbędna jest do tego również własna, aktywna praca i realne zaangażowanie.
Tymczasem powraca moda na antyintelektualizm, na „stare sprawdzone metody” myślenia i działania – i to również jest, z mojego punktu widzenia, zjawisko niepokojące, choć być może na tym etapie historycznym nieuniknione. Ideowe „rewolucje” ostatnich dekad rzeczywiście zdominował swego rodzaju sceptycyzm, który z dzisiejszej perspektywy może wydawać się jałowy i niezbyt zachęcający do prób realnego wpływania na rzeczywistość społeczną. Taką diagnozę stawia np. spora część odradzającej się „ideowej” lewicy, która oskarża lewicowość ostatnich dziesięcioleci o kapitulację przed (rzekomo zdominowaną przez liberalizm) perspektywę „kulturową”.

W żadnym wypadku nie uważamy się za twórców jakichś głęboko oryginalnych idei! W ogóle kategoria „oryginalności” jest wielce podejrzana: myślenie jest zawsze w ogromnej mierze kolektywne, czy się do tego chcemy/umiemy przyznać, czy nie. W naszym przypadku już sama idea „dwugłosu” wskazuje na tę kolektywność. Tak, to prawda, że pod względem ilościowym jeden głos przeważa na razie nad drugim, ale i tak blog pozostaje dwugłosowy, a nawet wielogłosowy, jeśli uwzględnić jeszcze wszystkie te głosy, które przemawiają przez autorów bloga. Dziś już chyba mało kto wierzy w romantyczną koncepcję autora-stwórcy; dzisiaj autor to przede wszystkim mediator, pośrednik – jakkolwiek niepozbawiony pewnej mocy sprawczej i pewnego „stylu”.
Jesteśmy za kolektywizacją i demokratyzacją produkcji idei. Naszym celem jest - jak można przeczytać obok - „hodowla i krzewienie idei”, otwieranie nowych kierunków i parametrów myślenia. Niezmiernie cieszy nas każdy mniej lub bardziej przypadkowy czytelnik, każda mniej lub bardziej przypadkowa czytelniczka. Nie uda nam się raczej stworzyć stałego grona odbiorców i odbiorczyń: nasze teksty są zbyt różnorodne, a niekiedy zbyt idiosynkratyczne, żebyśmy mogli na to liczyć. Wierzymy jednak, że idee są zaraźliwe i jako takie mają zdolność niekontrolowanego rozprzestrzeniania się, mutowania, modyfikowania rzeczywistości. I na to akurat, w swojej naiwności, liczymy.
(t – z poprawkami i przy aprobacie r)
Wszystkiego najlepszego z okazji pierwszej rocznicy :-)
OdpowiedzUsuńTen blog to dobra robota. Jest o wiele bardziej "tu i teraz" niż wszystko inne, co widać na horyzoncie.
Hucznie dorzucam więc cukierki i confetti! :-)
Jeśli czegoś brakuje, to przydałoby się więcej polskiej kultury popularnej i ludowej.
za miłe słowa dziękujemy, szampana wypijemy przy okazji :D
OdpowiedzUsuńi zgodnie z życzeniem -- przyśpiewka ludowa:
Dziękuję ci, Wojtek
za piscołkę z portek,
tak ci pięknie grała,
aże dupka drgała.
może się kiedyś pokuszę o dogłębną interpretację, a tymczasem pozdrawiam :D
O nie! Mnie wcale nie chodziło o takie paskudne falliczne przyśpiewki.
OdpowiedzUsuńNa trzy zdrowaśki do pieca za to! :P
Bardziej o zapomniane fighterki w stylu Dominikowej z Chłopów która byla wiedźmą i inwestowała swój kapitał materialny w córkę, w odróżnieniu np. od Jagustynki która co prawda urągała i była wredna ale zainwestowała w syna a potem była wygnana na komornicę. (Swoją drogą Dominikowa zaganiała swoich synalków do cerowania i nie swatała ich, za co później się zemścili na niej i na Jagnie, oślepili Dominikową).
Tylko ten podły Reymont zrobił z córki Dominikowej takie artystyczne ciele, co to zamiast otruć męża i stać się kolejną wolną wdową, uganiala się za jakimś księżulkiem i wzbudziła gniew. Ale - odkłamując historię, Jagna nie zrobiłaby tego i podtrzymałaby matrylinearną dystrybucję dóbr materialnych i symbolicznych. (wszak jej Matka była mistrzynią ceremonii i każdy się jej bał).
O taką ludową kulturę polską rozchodzi się teraz i zawsze. Amen.
brawo! najwyższy czas odkłamać polską literaturę! ale swoją drogą, mnie się ta ludowa sprośność nawet podoba ;)
OdpowiedzUsuńna Reymoncie znam słabo, ale (r) pisał gdzieś ostatnio o komediantce jako alter ego autora, więc może pokusi się kiedyś o jakiś reymontowski pościk...