piątek, 12 marca 2010

Autoblografia

Nie cierpię rocznic, podsumowań, sprawozdań. Ale zrobię wyjątek. Oto mija pierwszy rok istnienia tego dziwnego bloga.


Asumptem do jego powstania było między innymi poczucie ubóstwa polskiej ideosfery. To nie znaczy bynajmniej, że nie pojawiają się w Polsce idee świeże, ciekawe, ożywcze; po prostu w dalszym ciągu jest ich zbyt mało, żeby mogły osiągnąć masę krytyczną zdolną otworzyć prawdziwie nowe horyzonty i „przeorać” umysły naszych ukochanych rodaków płci dowolnej. Jest sporo racji w tych głosach, które oskarżają akademickie elity o zbijanie kapitału kulturowego na modnych „nowoczesnych” teoriach przy jednoczesnym obwarowywaniu się w Świątyni Wiedzy i okazjonalnym głoszeniu kazań dla ciemnego ludu. Tymczasem nawet wśród owych elit (choć używam tego określenia niechętnie, słysząc w nim echa zjadliwości Jarosława Kaczyńskiego lub świętego moralnego oburzenia Marka Migalskiego) zrozumienie głoszonych teorii często sięga niewiele głębiej niż grubość naskórka. Z całą pewnością nowe idee potrzebują trochę czasu, żeby się wchłonąć, przegryźć, ale niezbędna jest do tego również własna, aktywna praca i realne zaangażowanie.

Tymczasem powraca moda na antyintelektualizm, na „stare sprawdzone metody” myślenia i działania – i to również jest, z mojego punktu widzenia, zjawisko niepokojące, choć być może na tym etapie historycznym nieuniknione. Ideowe „rewolucje” ostatnich dekad rzeczywiście zdominował swego rodzaju sceptycyzm, który z dzisiejszej perspektywy może wydawać się jałowy i niezbyt zachęcający do prób realnego wpływania na rzeczywistość społeczną. Taką diagnozę stawia np. spora część odradzającej się „ideowej” lewicy, która oskarża lewicowość ostatnich dziesięcioleci o kapitulację przed (rzekomo zdominowaną przez liberalizm) perspektywę „kulturową”.



W żadnym wypadku nie uważamy się za twórców jakichś głęboko oryginalnych idei! W ogóle kategoria „oryginalności” jest wielce podejrzana: myślenie jest zawsze w ogromnej mierze kolektywne, czy się do tego chcemy/umiemy przyznać, czy nie. W naszym przypadku już sama idea „dwugłosu” wskazuje na tę kolektywność. Tak, to prawda, że pod względem ilościowym jeden głos przeważa na razie nad drugim, ale i tak blog pozostaje dwugłosowy, a nawet wielogłosowy, jeśli uwzględnić jeszcze wszystkie te głosy, które przemawiają przez autorów bloga. Dziś już chyba mało kto wierzy w romantyczną koncepcję autora-stwórcy; dzisiaj autor to przede wszystkim mediator, pośrednik – jakkolwiek niepozbawiony pewnej mocy sprawczej i pewnego „stylu”.

Jesteśmy za kolektywizacją i demokratyzacją produkcji idei. Naszym celem jest - jak można przeczytać obok - „hodowla i krzewienie idei”, otwieranie nowych kierunków i parametrów myślenia. Niezmiernie cieszy nas każdy mniej lub bardziej przypadkowy czytelnik, każda mniej lub bardziej przypadkowa czytelniczka. Nie uda nam się raczej stworzyć stałego grona odbiorców i odbiorczyń: nasze teksty są zbyt różnorodne, a niekiedy zbyt idiosynkratyczne, żebyśmy mogli na to liczyć. Wierzymy jednak, że idee są zaraźliwe i jako takie mają zdolność niekontrolowanego rozprzestrzeniania się, mutowania, modyfikowania rzeczywistości. I na to akurat, w swojej naiwności, liczymy.
(t – z poprawkami i przy aprobacie r)

4 komentarze:

  1. Wszystkiego najlepszego z okazji pierwszej rocznicy :-)

    Ten blog to dobra robota. Jest o wiele bardziej "tu i teraz" niż wszystko inne, co widać na horyzoncie.

    Hucznie dorzucam więc cukierki i confetti! :-)


    Jeśli czegoś brakuje, to przydałoby się więcej polskiej kultury popularnej i ludowej.

    OdpowiedzUsuń
  2. za miłe słowa dziękujemy, szampana wypijemy przy okazji :D

    i zgodnie z życzeniem -- przyśpiewka ludowa:

    Dziękuję ci, Wojtek
    za piscołkę z portek,
    tak ci pięknie grała,
    aże dupka drgała.

    może się kiedyś pokuszę o dogłębną interpretację, a tymczasem pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. O nie! Mnie wcale nie chodziło o takie paskudne falliczne przyśpiewki.

    Na trzy zdrowaśki do pieca za to! :P


    Bardziej o zapomniane fighterki w stylu Dominikowej z Chłopów która byla wiedźmą i inwestowała swój kapitał materialny w córkę, w odróżnieniu np. od Jagustynki która co prawda urągała i była wredna ale zainwestowała w syna a potem była wygnana na komornicę. (Swoją drogą Dominikowa zaganiała swoich synalków do cerowania i nie swatała ich, za co później się zemścili na niej i na Jagnie, oślepili Dominikową).

    Tylko ten podły Reymont zrobił z córki Dominikowej takie artystyczne ciele, co to zamiast otruć męża i stać się kolejną wolną wdową, uganiala się za jakimś księżulkiem i wzbudziła gniew. Ale - odkłamując historię, Jagna nie zrobiłaby tego i podtrzymałaby matrylinearną dystrybucję dóbr materialnych i symbolicznych. (wszak jej Matka była mistrzynią ceremonii i każdy się jej bał).

    O taką ludową kulturę polską rozchodzi się teraz i zawsze. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  4. brawo! najwyższy czas odkłamać polską literaturę! ale swoją drogą, mnie się ta ludowa sprośność nawet podoba ;)

    na Reymoncie znam słabo, ale (r) pisał gdzieś ostatnio o komediantce jako alter ego autora, więc może pokusi się kiedyś o jakiś reymontowski pościk...

    OdpowiedzUsuń