Jak zwykle nie w porę: zaczynają się wakacje, a ja znowu wyskakuję z poważnym tematem. Takie to już u mnie kiepskie wyczucie koniunktury...
To, co poniżej, to moje notatki do dyskusji nt. "queerowania Akademii", w której jakiś czas temu miałem wziąć udział (i w końcu nie wziąłem). Pomyślałem, że nadadzą się do bloga -- chociaż wiem, że temat trudny i dla wielu mało ciekawy. Mimo to życzę ekscytującej lektury całej rzeszy moich wiernych czytelników! ;D
1) Czym w ogóle jest „queerowanie”? I co oznacza „queer” w polskim kontekście? Czy sama obecność „geja” i lesbijki” w akademickim dyskursie (w kontekście innym niż moralne potępienie) jest już „queerowaniem”?
a) „queer” jako modne słowo wśród młodych, wielkomiejskich gejów
b) „queer” jako zwykły synonim geja/lesbijki
c) „queer” jako „wiedza tajemna” pewnej grupy akademików
Propozycja:
a) queer nie może w żaden sposób być wykorzystywany do stawiania się w pozycji uprzywilejowanej (w akademii czy poza nią)
b) nie może służyć „zbijaniu kapitału” (politycznego, społecznego, kulturowego itp.)
c) nie może wykluczać (np. gejów i lesbijki z prowincji, osób biseksualnych itd.)
d) potrzebne jest podnoszenie świadomości społecznej na temat teorii queer (głównie, ale nie tylko, w społeczności odmieńców i ich politycznych przedstawicieli)
2) Czy w polskim kontekście warto i należy rozróżniać pomiędzy koncepcją „gejowskiej / lesbijskiej tożsamości płciowej” a opartą na krytyce tożsamości koncepcją „queer”? Może najpierw należy dążyć do „zdobycia przyczółków” poprzez silne zakotwiczenie w świadomości społecznej i w dyskursie akademickim tradycyjnie rozumianego „geja” i lesbijki”? A może w ogóle teoria queer już się przeżyła i wypaliła?
Propozycja:
a) Myślę, że teoria queer się nie wypaliła, ale (w sposób typowy dla polskiej akademii) zanim jeszcze zdołała poważnie „przeorać” nasze myślenie o płci i seksualności, została dość pobieżnie zaanektowana, zmoderowana, a przez niektórych szybko uznana za „passé”.
b) W teorii queer tkwi ogromny potencjał, ale do jego wydobycia potrzebna jest równie ogromna praca intelektualna -- na którą raczej nie ma co liczyć, ze względu nie tylko na konserwatyzm (żeby nie powiedzieć intelektualną inercję) polskiej akademii, ale także rozwiązania strukturalno-systemowe, które w skuteczny sposób blokują tego typu przedsięwzięcia.
c) Zanim w ogóle zaczniemy poważnie myśleć o „queerowaniu” polskiej akademii, konieczna (choć mało prawdopodobna) jest dyskusja na temat kultury akademickiej w ogóle, na temat roli uczelni wyższych w demokratycznym społeczeństwie. Potrzebna jest zasadnicza przemiana – zarówno systemowa, jak i mentalnościowa – w sposobie pojmowania akademickości, zwłaszcza w naukach humanistycznych. Kluczowe dla takiej przemiany jest upowszechnianie słabo obecnego w polskiej kulturze edukacyjnej krytycznego myślenia. Należy przeciwstawiać się inżynieryjno-menedżerskiemu podejściu do edukacji wyższej, idei „zarządzania wiedzą” (a także, na innym poziomie, „zarządzania różnorodnością”) przez nowoczesne kapitalistyczne państwo. Choć brzmi to nieco patetycznie: należy bronić wolności akademickiej i autonomii działalności naukowej i intelektualnej.
d) Jeśli „queerowanie” ma mieć jakikolwiek głębszy sens, to nie może być wyłącznie dopisaniem kolejnej kategorii do katalogu akademickich dyscyplin / tematów / metod badawczych; musi mu towarzyszyć szerszy kontestatorski / konfrontacyjny „duch” -- podobny do tego, jaki towarzyszył początkom ruchu queer. Dla teoretyka / badacza queer stan „normy” to stan kryzysu, a queer jest właśnie odpowiedzią na ten „kryzys normalności.” Dlatego tym, którzy po zwycięstwie formacji konserwatywno-liberalnej w ostatnich wyborach liczą na „powrót do normalności” po mrocznych czasach kaczyzmu, teoria queer ma wiele do zaoferowania.
(t)
poniedziałek, 15 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kilka luźnych dygresji Wicehrabiego:
OdpowiedzUsuń- obawiam się, że w naszym kraju nie przerobiono nawet do porządku feminizmu II fali, że o teoriach gender nie wspomnę ;-)stąd queerowanie zajmie jeszcze wiele czasu
- z queerem jest w ogóle (mam takie wrażenie)taki problem, że używa się go, jak słusznie zauważyłeś/aś jako synonimu geja (bo lesbijki nadal są w dużym stopniu niewidoczne) w kontekście esencjalistycznym.
- poza tym jak akademia ma sie przequeerować skoro a) nie przeprowadzono gruntownych badań z działu gay / lesbian identity [coś się zaczyna ruszać, ale bardzo powoli vide 'Homobiografie'- ale tu się wstrzymam od komentarza]; b) w zasadzie po polsku dostępna jest tylko jedna książka Judith Butler plus kilka artykułów rozrzuconych tu i ówdzie, a o Warnerze, Sedgwick, Fuss i de Lauretis ani widu ani słychu (chyba, że się mylę)
Wicehrabia, ale nie na tym polega queer, żeby go skądś importować, tylko żeby działać w sytuacji tu i teraz.
OdpowiedzUsuńTwój głos jest kolejnym echem poglądów zaprezentowanych ostatnio przez Kitlińskiego/Leszkowicza, czyli centrum i peryferia a my "tysiąc lat za"...
No więc zacznijmy na to patrzeć inaczej, allright?
Feminizm II fali był w Polsce spełniony wcześniej niż powstała II fala, ale potem jego losy potoczyły się inaczej.
Queer dzieje się tu i teraz. Butler też nie zdobyła się na pisanie dlatego, że ktoś jej na to pozwolił i przygotował grunt, a wszystkie ilustracje, ktorymi się posługiwała w jakimś czasie z miejsca uważała za historyczne.
Obecnie rozkręca się akcja "Odzyskaj swoją edukację" i nawet to ma jakiś posmak queerowania akademii.
The House of Briscoe,
OdpowiedzUsuńzgadzam się, żeby działać w sytuacji tu i teraz, sądzę jednak, że nie można nie przywoływać osiągnięć 'queeru'(skrót myślowy) i tego, co badacze i badaczki z zachodu w tym zakresie osiągnęli.
nie jestem za ślepym przeszczepianiem na grunt polski teorii jak leci bez przefiltrowania jej przez polską specyfikę, ale też cały czas zastanawiam się jak queerowanie akademii miałoby wyglądać. obawiam się, że może (jesli w ogóle) sprowadzić się do kwestii gejowskiej/ich (z jakimś marginesem na kwestię/e lesbijską/e), zostawiając gdzieś z tyłu niewyczerpane pokłady praktyk nieheteronormatywnych.
natomiast jeśli chodzi o wspomnianą przez ciebie akcję, to nie bardzo czuję tam posmak queerowania akademii, ale mogę się mylić :-)
No Tomasz, jak Ty chcesz dyskutować, kiedy od razu zakładasz że to: ogromna praca intelektualna -- na którą raczej nie ma co liczyć, konieczna (choć mało prawdopodobna) jest dyskusja...
OdpowiedzUsuńJa wiem, że to wyrwane z kontekstu, ale jeżeli zwróciłam na to uwagę, to i inni mogą, wg mojej koncepcji, to powielasz dyskurs akademicki, a tu trzeba ze sztandarem na barykady walić.
Na społeczeństwo, nawet to akademickie, intelektualne :) nie ma co liczyć, jestem zwolenniczką forsowania idei "drogą przymusu" , narzucania ustalonych wcześniej koncepcji, które powstały w grupie zainteresowanych osób i nie są oderwana od chmury, a mają konkretne podstawy. Wszyscy (uogólnienie) chcą dyskutować, siedzieć w fotelikach z kawką na kolanku, ja popieram REWOLUCJE!
Nie obchodzi mnie, że pan ksiądz ma inny pomysł na moje życie, że pan rektor ma plan, jak ma wyglądać "jego" uczelnia, nie obchodzi mnie w końcu, koncepcja państwa (ogólnie), jeżeli mnie i grupie moich "znajomych" nie podobają się takie modele, to biorę się za zmianę - działam na ile potrafię, a w szczególności uprawiam bojkot, bo to wychodzi mi najlepiej :)
dzięki za ciekawą dyskusję! kilka luźnych uwag:
OdpowiedzUsuń- nie chodzi o "przeszczepianie", oczywiście, ale przecież na tym polega urok i moc idei, że sobie wędrują w czasie i przestrzeni (i dostosowują się do warunków lokalnych lub umierają śmiercią naturalną)
- jestem jak najbardziej za myśleniem w kategoriach "tu i teraz" -- jakie mamy narzędzia działania, jakie mamy środowisko działania, jak możemy poszerzać horyzont tego, co możliwe -- poza wąskie ramy jakiejś "realpolitik"
- rewolucja RULEZ!! ;) ja też widzę, niestety, jałowość ogromnej części Akademii, ale mimo to nie umniejszałbym wartości myślenia, tworzenia idei, krytycznej analizy; nawet rewolucja w Rosji potrzebowała swojego Marksa i Lenina ;)
Kiedy trafiam na beton, co to po logicznej i rzeczowej dyskusji się nie kruszy, to mam dwa wyjścia: odejść albo walnąć młotkiem - czasem niestety siebie :)
OdpowiedzUsuń