czwartek, 9 kwietnia 2009

O (porno)edukacji, polemicznie

Jest parę kwestii, które chciałbym poruszyć; refleksja ta związana będzie z krytyką mojego tekstu o pornografii, która miała i ma miejsce na portalu www.lewica.pl.

(1) Ten wpis poświęcę kwestii edukacji. Czy edukacja i uświadamianie w opresyjności pewnych praktyk społeczno-kulturowych zawsze już muszą być zaplątane w lepką sieć „oświeceniowego” liberalizmu, na który pozwolić sobie mogą wyłącznie jednostki „oświecone”, z wyższej klasy społecznej? Jeśli przekreślimy edukację i uświadamianie jako narzędzia liberalne, które, przemilczając całą materialną rzeczywistość (tutaj: „utowarowienie” intymności międzyludzkiej, wyzysk kobiet-prostytutek czy kobiet-aktorek porno; instalowanie „kobiety” przez androcentryczny kapitalizm na gorszej pozycji w sensie ekonomiczno-społecznym), starają się czarować język i wdają się w jakieś abstrakcyjne dywagacje nad dosyć – jakby to nazywał materialistyczny feminizm – „przyziemnymi” i uwłaczającymi ludzkiej godności praktykami, to co nam pozostaje, jakie narzędzia, za pomocą których można by zreorganizować opresyjne praktyki, znieść ich opresyjność, zmienić kulturę danego społeczeństwa na bardziej równościową i wolnościową? Oczywiście, mam świadomość ułomności „oświeceniowego”, liberalnego dyskursu edukacji obywatelskiej. Bo gdyby za pomocą edukacji i uświadamiania można byłoby znieść wszystkie sposoby opresji i dyskryminacji, to już dawno żyłybyśmy / żylibyśmy w świecie idealnej utopii. Bez antysemityzmu, bez homofobii, bez transfobii, bez mizoginii. Zdaję sobie sprawę z Lyotardowskiej niekompatybilności dyskursów / światopoglądów / pewnych heurystycznych struktur ideologicznych, za pomocą których interpretujemy kulturę. Co oznacza ta Lyotardowska niekompatybilność dyskursów? To, że choćby nie wiem, jak długo dyskutowały ze sobą Kazimiera Szczuka i Anna Sobecka, to i tak żadnej z nich nie udałoby się przekabacić drugą na swoją stronę.

Jeśli porzucimy edukację i uświadamianie, w jaki sposób więc zmotywować społeczeństwo, a przynajmniej jakąś jego część, mniejszą lub większą, do zniesienia opresyjności pewnych praktyk? Czy sposobem jest zniesienie tych praktyk – czyli, w tym wypadku, pornografii? I czy taki zakaz naprawdę doprowadziłby do zaniku przemocy, opresji, wyzysku kobiet-aktorek porno? Oczywiście, że nie.

Jakiś czas temu pewien filozof zwierzył mi się, że, pomimo że rozwinął krytyczną świadomość kulturowych szablonów „kobiecości” i „męskości”, heteronormatywności i kształtowania pragnień i zachowań na mańkę kapitalistyczno-neoliberalną, nie stara się „uświadamiać” i „edukować” swoich dzieci, bo nie chce, cytat, „żeby cierpiały”. Jego kolega dorzucił, że edukacja jest już zawsze ideologiczna; że przekazuje pewne określone ideologicznie wartości i dlatego jest „podejrzana”. Wniosek był taki, że należy wstrzymać się z edukacją / uświadamianiem ze swojej subiektywnej pozycji, bo jest to wprowadzanie zamętu do umysłu jednostki, która to przecież powinna „bezstronnie”, „świadomie”, „niewarunkowana”, wybrać dla siebie „odpowiednią”, „najbardziej optymalną”, opcję życiową, związek, sposób na bycie czy życie z kimś. Trawestując Freuda, wychodzi na to, że to „świadomość”, „bycie świadomą/-ym” jest źródłem cierpienia. Jest to co najmniej, moim zdaniem, paradoksalne. I to jest dopiero naiwne liberalne podejście, traktujące jednostkę jako autonomiczny, samosprawczy podmiot, zawieszony w próżni ideologicznej.

Ale jeśli, jak chcieli tego wyżej wspomniani filozofowie, odetniemy edukację i uświadamianie jako przydatne narzędzia, to wystawiamy się, na przykład, na dominujące reprezentacje tożsamościowe „męskości” i „kobiecości”, które – z braku innych alternatyw oraz braku wiedzy o ich kulturowej genezie – wydają się nam nieodzownym składnikiem „dobrego życia”, „właściwego życia”.

Bo tutaj nie chodzi o to, że dla nas, radykalnych feministek, radykalnych feministów, radykalnych lewicowców, istnieje jakaś transhistoryczna Prawda przez duże „p”, do której my – jako feministki i feminiści, i radykalni lewicowcy – mamy dostęp, a poza nami są „ciemne masy”, które postępują, jak postępują, bo nie mają „wiedzy”; bo nikt im jeszcze nie powiedział, co jest „właściwe”; bo nikt ich jeszcze nie nauczył odróżniania „dobra” od „zła”. I jak ktoś/-sia im to uświadomi, to będzie nagle „pyk!”, „oświeci” ich i wszystko stanie się „jasne”. To nie tak. Jestem przeciwny takiemu pomysłowi na edukację. Jest on bowiem nie tylko naiwnie liberalny, ale i obrzydliwie imperialistyczny.

Ja byłbym za taką koncepcją edukacji i uświadamiania, która krytycznie eksponuje i pokazuje różne rodzaje praktyk seksualnych, narracji tożsamościowych, dyskursów, dokonując krytycznego oszacowania ich reperkusji i skutków, ich plusów i minusów; która zawierałaby w sobie krytyczną debatę/refleksję nad nimi. Czyli: krytyczne przedstawienie różnych opcji, wyborów, stylów, praktyk seksualnych, narracji tożsamościowych, pomysłów na bycie z drugą osobą czy też osobami, itp. Dać jednocześnie jednostce możliwość eksperymentowania z wyżej wymienionymi, pogłębiania doświadczenia, przy jakiejś tam krytycznej, większej lub mniejszej, „świadomości” „konstruktywizmu” tychże, ideologii, które je tworzą czy skutków ich działań.

Uważam, że zakazy nie są w stanie zmienić czy wygasić pewnych społecznie i kulturowo egzekwowanych zachowań czy praktyk, które dyskryminują i są opresyjne względem jakiś grupy społecznej, dyskursu czy praktyki. O wiele krytycznie sensowniejszym rozwiązaniem wydają się po prostu próby krytycznego wpływania na te zachowania czy praktyki – w różny sposób, również przez język, edukację, uświadamianie; próby te muszą w końcu doprowadzić w jakimś tam stopniu do przemyślenia, a co za tym idzie jakiejś modyfikacji, tych zachowań i praktyk u jakiejś grupy osób. Co się następnie przełoży na kompozycję reprezentacji takiego zachowania czy praktyki w sferze publicznej czy społecznej przestrzeni kulturowej. Powstanie jakościowo„nowa” praktyka bądź „nowe” zachowanie, które z czasem (będąc poddawane kolejnym reinterpretacjom/desemantyzacjom) nadwyrężą, przygaszą, zdetronizują tą dominującą, opresyjną praktykę czy normatywne zachowanie.

(r)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz