piątek, 1 maja 2009

paradna historia


Pochód. Marsz. Wiec. Te i podobne formy aktywności społecznej (w tym także street art czy niektóre rodzaje performansu) nieustannie prowokują szereg pytań: do kogo należy przestrzeń publiczna? kto i jak ma prawo jej używać? w jaki sposób jest ona nadzorowana i regulowana? Pozornie neutralna i wspólna wszystkim, przestrzeń publiczna jest gruntownie znormatywizowana i "spolicyzowana" (a więc także "spolityzowana").

Jednym z mechanizmów, które kryją się za regulacją przestrzeni publicznej, jest nowoczesna "logika sanityzacji", która każe np. usuwać "niechcianych" użytkowników pewnych przestrzeni (żebraków, bezdomnych), niekiedy w imię "rewitalizacji" (patrz komentarz House of Briscoe pod poprzednim wpisem). Przypomnijmy sobie, że podobnej retoryki używali naziści: holocaust był przedstawiany jako zabieg w istocie higieniczny, oczyszczenie zdrowej tkanki narodu z brudu, zarazy, robactwa.

Kiedy Lech Kaczyński zakazywał Parady Równości w 2004 i 2005 roku, albo kiedy mer Moskwy Łużkow po raz 155 odmawia zgody na paradę środowisk LGBTQ, w tle czai się, mniej czy bardziej uświadomiony, lęk przed "zanieczyszczeniem" przestrzeni publicznej (a w konsekwencji "zdrowej części społeczeństwa") przez "brudnych" odmieńców. Nawet akcja "Niech nas zobaczą" (która próbowała w istocie oczyścić obraz geja/lesbijki) okazała się nazbyt "brudna" i nie do przyjęcia przez heteronormatywną większość.

Tak jak uprawianie polityki kojarzy się często z "brudnym" zajęciem, tak brud jest kwestią stricte polityczną.

Ale ale, miało być o pochodach, bo to przecież święto pochodów, a ja tu o paradach gejowskich nawijam i o brudzie. Warto sobie przypomnieć, że pierwsze parady w Warszawie (2000-2003) odbywały się właśnie 1 maja. Pamiętam, jak reporterzy TVN 24 (i nie tylko) w swoich komentarzach odbierali paradom ich polityczny charakter, przedstawiając je jako egzotyczny i pozbawiony głębszego sensu dodatek do "poważnych" marszów czy wieców.

W czasach PRL-u pochody pierwszomajowe świadczyły dobitnie o niemal całkowitej kontroli władzy ludowej nad przestrzenią publiczną. Dzisiaj niektórzy twierdzą, że władza została zdecentralizowana (co teoretycznie powinno prowadzić do odzyskania przestrzeni publicznej przez "społeczeństwo obywatelskie"), ja jednak nie przesadzałbym z tą decentralizacją. Państwo i lokalne struktury władzy nadal sprawują niemal pełną kontrolę nad przestrzenią publiczną, dbając o jej rzekomą "neutralność" wypełnianą głównie treściami komercyjnymi lub innymi treściami postrzeganymi jako społecznie "niekontrowersyjne" (a kontrowersyjne okazało się już np. tegoroczne hasło manify, "Biskup nie jest Bogiem").

Na koniec jeszcze mała wycieczka w przeszłość.


Pochód pierwszomajowy w Ostrowcu Świętokrzyskim (prawdopodobnie lata 60.)

Jest coś, co mnie w tym zdjęciu zatrzymuje. (Czy nie takie jest zresztą powołanie fotografii – zatrzymać?) Zdjęcie zrobione z tłumu, przez uczestnika pochodu (a skoro tak, widz też może się poczuć jakoś wciągnięty w "pochód historii"). Przypadek to czy nie, w pochodzie widać wyłącznie mężczyzn i chłopców w różnym wieku, a w tle tłum gapiów (tutaj widać kobiety), niczym milczących obserwatorów Historii. Najbardziej rzucają się w oczy twarze zwrócone wprost do obiektywu -- chcąc nie chcąc odwzajemniamy ich spojrzenie. Mniejszy chłopiec dodatkowo zdaje się wskazywać na fotografa ręką: "Patrzcie, robią nam zdjęcie!" A może: "Patrzcie, patrzą na nas z przyszłości!" Uwagę zwraca jeszcze palma na balkonie budynku, jakby wzięta z zupełnie innej bajki.

Jest w tym zdjęciu jakiś dziwny surrealizm, bo choć pierwszomajowe okoliczności nadają zdjęciu dość określony kontekst historyczny, to nie widzimy dokładnie ani koloru flag, ani haseł na transparentach. Jest tu połączenie jednostkowości konkretnych twarzy (jakkolwiek zamazanych i anonimowych) i płynnego żywiołu historyczności. Bo jest ta fotka synekdochą Historii właśnie, a jednocześnie ukazuje jej, Historii, groteskowy surrealizm.

Chyba jeszcze bardziej surrealistyczna jest ta fotka z 1955 roku:



Co robią te postacie na drabinach? W jaką to świetlaną przyszłość próbują ulecieć? Przypadkiem, niemal z tej samej perspektywy, z tym samym Pałacem w tle (a może nie tym samym, bo jego symboliczne znaczenie tak bardzo się przecież zmieniło), pstryknąłem fotkę na Paradzie Równości w 2007 roku:


Jak bardzo surrealistyczne wyda się to zdjęcie za pół wieku? Nigdy przecież nie zdajemy sobie do końca sprawy, jaką rolę odgrywamy w tym dziwacznym spektaklu.
(t)

1 komentarz: