Pan Stec żyje w tym cudownym, niewinnym świecie, który wymyśliła sobie na własny użytek konserwatywna większość polskiej inteligencji, przesiąknięta kościelnym kadzidłem, radykalnie androcentryczna i obrażona na zbyt "postępowy ", sterroryzowany przez wściekłe feministki Zachód. Niech sobie zniewieściali zachodni dekadenci mówią i robią, co chcą: my tu w Polsce dobrze wiemy, jak się sprawy mają. I tak Pan Stec, z miną wioskowego mędrka, zasypuje nas "faktami", które wydają mu się oczywiste. Oczywiste jest dla niego na przykład to, że sport jest własnością mężczyzn:
Na szczęście dla naszych żon, matek, sióstr i kochanek wprowadziliśmy parytety, po dżentelmeńsku zapraszamy je na niemal wszystkie igrzyska i bez wypominania czegokolwiek rozdajemy te same medale za osiągnięcia, które po prawdzie na medale nie zasługują.
W tym miejscu kobiety (które nota bene są istotne wyłącznie w relacji do mężczyzn – jako żony, matki siostry i kochanki) powinny podziękować Panom i Władcom (w tym Panu Stecowi, który dzięki posiadanym genitaliom ma prawo zaliczać się do owych uprzywilejowanych dżentelmenów) za łaskę uczestnictwa w zawodach sportowych. Zaprawdę, jesteśmy wzruszone i wzruszeni tą jakże niezasłużoną szczodrobliwością.
Można domniemywać, że impulsem do napisania omawianego felietonu był etyczny sprzeciw autora wobec upokarzających testów na płeć, którym poddano południowoafrykańską biegaczkę Caster Semenyę. Jest to jedyny impuls, który z autorem podzielam, tak jak podziela go wiele feministek i innych osób o "postępowych" poglądach. Autor szlachetnie piętnuje chamskie dowcipy, które zwróciły jego uwagę w jakimś programie TVN 24 ("brakowało jedynie podanego wprost apelu, by złota medalistka biegu na 800 m wreszcie ściągnęła majtki"). Jednocześnie jednak, o dziwo, zdaje się nie zauważać, że sam w swoim felietonie domaga się w istocie tego samego: ściągnięcia zawodniczce majtek (byle dyskretnie). Bo Stec ma prostą receptę, którą dyktuje mu jego chłopski (bo przecież nie babski) rozum: "masz żeńskie genitalia i czujesz się kobietą, to nią jesteś". Bo przecież baba, jaka jest, każdy (chłop) widzi. Że też nikt na to wcześniej nie wpadł! (Wpadł, wpadł: zanim wprowadzono nowe, bardziej zniuansowane metody weryfikacji płci, zawodniczki musiały paradować nago przed działaczami olimpijskimi.)
Stec sprzeciwia się testom na ustalenie płci nie dlatego, że rozumie całą złożoność zjawiska, które określamy mianem "płeć". Przeraża go fakt, że "wyniki obecnie przeprowadzanych testów sami naukowcy opatrują słowami 'interpretacja' i 'niejednoznaczny'". Bo w świadomości Pana Steca nie ma miejsca na cokolwiek, co nie jest babą (czyli ma pochwę) albo chłopem (czyli ma penisa). Krótka piłka. A jeśli nawet wspomina o "transseksualistach", to jedynie w kontekście anomalii i cierpienia. Zresztą w tym samym akapicie zdaje się sugerować, że za zjawisko transseksualizmu odpowiadają przede wszystkim socjalistyczne reżimy byłego "bloku wschodniego", które faszerowały sportsmenki męskimi hormonami. O osobach interseksualnych autor albo nie słyszał, albo brzydzi się o nich wspomnieć. A przecież mogłoby się okazać (choć niewiele na to wskazuje), że Caster Semenya nie jest ANI kobietą, ANI mężczyzną. Mogłoby się okazać, że jest osobą interseksualną i taką właśnie się czuje. I że jest jej z tym dobrze.
Są takie rzeczy, Panie Rafale, o których się Panu nie śniło. Są takie genitalia, których widok wprawiłby Pana w głęboki kryzys poznawczy. I choć Pański "chłopski rozum" (oraz ogromna część otaczającej nas kultury) podpowiada Panu co innego, płeć (nawet ta biologiczna) nie jest wcale tak oczywista i jednoznaczna, jak się Panu wydaje.
Skandal wokół Caster Semenyi jest doskonałą okazją, żeby przemyśleć i publicznie przedyskutować kwestię płci. Taka gruntowna refleksja mogłaby w konsekwencji doprowadzić do zmiany niektórych praktyk w sporcie, a nawet do zredefiniowania sportu jako takiego. Wskazuje na to dwoje amerykańskich dziennikarzy, Dave Zirin i Sherry Wolf, którzy konkludują swój komentarz do wrzawy wokół Semenyi stwierdzeniem, że nadszedł już czas, aby uwolnić się od przestarzałego i stygmatyzującego przekonania o dwóch jasno określonych, wzajemnie wykluczających się płciach. "Powinniśmy nadal dyskutować nad zaletami i wadami segregacji płciowej w sporcie. Ale w pierwszej kolejności musimy położyć kres testom na płeć i uznać, że płeć biologiczna i kulturowa to zjawiska płynne, w sporcie i poza nim".
Dżentelmena Rafała Steca (i niezliczoną rzeszę innych przedstawicieli młodej i jakże prężnej polskiej inteligencji) na taką refleksję, niestety, nie stać. Dla niego wszystkiemu winne są parytety (sic!). I feministki, oczywiście.
(t)
cóż, trudno się nie zgodzić. i właściwie nie ma co więcej pisać, bo drogi T. wszystko powiedziałeś.
OdpowiedzUsuńA co do feminizmu: Chciałbym wrócić do Polski, która byłaby choćby w 1/3 tak sfeminizowana jak Szwecja.
Niestety wiem że to lata świetlne przed nami.
Ja z niedowierzaniem śledziłem w mediach cały ten cyrk z dociekaniami na temat płci biegaczki :0
OdpowiedzUsuńJak zwykle bardzo dobry komentarz!
Eee tam Siedź w tej swojej piwnicy pisz to gówno a wszystko będzie wporządku :)
OdpowiedzUsuń