poniedziałek, 16 września 2013

Nędza (naszej) wyobraźni politycznej


Na „Elizjum” poszedłem z mieszanymi uczuciami, choć jeszcze dwa, trzy lata temu przesiedziałbym na nim z wypiekami, chłonąc każdy zwrot akcji na korzyść „proletariatu”. Z pewnością ma się ogromną przyjemność, choć jakże perwersyjną, kiedy wbitym czy wbitą w fotel, ogląda się albo czyta heroiczne narracje odgrywające rewolucyjną walkę 99% ludzkości przeciw temu 1%. Jeśli zatem ta klasycznie rozumiana wielka Rewolucja na razie nie stoi w progu, to można przynajmniej przeżyć jej popkulturową wersję, naładować się energią, zewrzeć szyki. I cieszyć się, że w przestrzeni publicznej pojawiają się coraz częściej takie teksty kultury, jak „Wyścig z czasem” czy „Elizjum”, czy też różne apokaliptyczne i postapokaliptyczne powieści, pokazujące prawdopodobne przyszłościowe scenariusze (końca) Kapitalizmu – ponieważ mają one potencjał uruchamiania refleksji, a za nią świadomości antykapitalistycznej; a tym samym mają szansę zwiększyć niechęć społeczną do globalnego imperium kapitalistycznego.

Ale czy na pewno?

Choć na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że nie ma nic złego w konstruowaniu, jak również szukaniu pocieszenia i rozładowania w takich heroicznych narracjach – w końcu jest to kolektywne, cywilizacyjne imaginarium; to jednak dla radykalnej lewicowej wyobraźni politycznej są to narracje niebezpieczne, nie antysystemowe, ale – paradoksalnie – prosystemowe. Myślenie wyjścia z kapitalizmu lub przejścia do innego świata uwikłane jest bowiem w nieubłaganie nieuchronną teleologię katastrofizmu i apokalipsy: z horyzontem ekstremalnej katastrofy ekologicznej, morderczych wojen i wszechobecnej śmierci. Świadczy to o ubóstwie wyobraźni politycznej kultury zachodniej, której – jak dawno temu napisał Fredric Jameson, łatwiej przychodzi wyobrażenie sobie doszczętnego zniszczenia ziemi i przyrody, aniżeli końca kapitalizmu.

Perwersyjnym paradoksem jest zatem to, że choć rewolucyjny podmiot chce zwalczyć Kapitalizm, to – jeśli się krytycznie przyjrzymy – jego [sic!] polityczna i afektywna kompozycja, jego [sic!] rewolucyjna podmiotowość, on [sic!] jako byt (i to byt rosnący w siłę) – uzależnione są od rozwijania się tej katastroficznej, apokaliptycznej narracji kapitalistycznej.

Co więcej, takie heroiczne narracje rewolucyjne uwikłane są bardzo w tradycyjne i modernistyczne projekty polityczne: Hobbesowska wojna wszystkich ze wszystkimi jako figura stosunków społecznych czy też ich braku w (post)apokaliptycznym świecie; leninowska koncepcja straży przedniej (wódz, bohater, przewodnik); polityczna teologia zbawienia (poświęcenie dla ludzkości, figura zbawiciela, mesjasza); maskulinistyczne afekty (męstwo, honor, mocarność, władza – i wiążące się z tym odczuwanie przyjemności z takiego upozycjonowania przeciwko wrogowi, którego trzeba zniszczyć, obalić); manicheizm (dobro kontra zło, jeden Totalny system kontra inny Totalny system).

Jakub Majmurek w tekście „Ekran wciąż za mały” pisał, że:

Podobno po filmie 2012 Roland Emmerich planował serial telewizyjny 2013, przedstawiający dzieje ludzkości, która przetrwała armaggedon i po zmierzchu cywilizacji musi od nowa budować społeczeństwo. Sztab scenarzystów próbował opracować wizję „roku zerowego” ludzkości, tworzącego się od nowa porządku społecznego. Ale w końcu chyba nic nie wymyślili - producenci anulowali projekt, uzasadniając to tym, że projekt jest „zbyt wielki na mały ekran”. Problem współczesnej kultury, co potwierdza Blompkamp, polega na tym, że ekran jest w niej cały czas za mały. Nie mamy dość wielkiego ekranu, by rzutować na niego nie tylko nasze lęki co do dziś, ale także marzenia o jakimś jutrze. Jakkolwiek istotnie różniącym się od dnia dzisiejszego.

Jameson przytoczone przeze mnie wcześniej rozważania zakończył refleksją: „Może to wina słabości naszej wyobraźni” – i właśnie myślę, że tutaj tkwi problem. Podtrzymując bowiem w wyobraźni politycznej takie heroiczne narracje rewolucyjne, myśliciele i myślicielki są na dobrej drodze do doprowadzenia do końca katastroficznej logiki Kapitalizmu. Kapitalizmu pisanego przez duże „k”. Tego Kapitalizmu, o którym się myśli poprzez totalizujące, esencjalizujące, organicystyczne i umetafizyczniające metafory. Kapitalizmu, który wydaje się być tak wszechobecny i do tego stopnia penetrujący wszystkie aspekty życia społecznego, że nie jesteśmy w stanie go powstrzymać. Że nie ma ratunku oprócz właśnie tych apokaliptycznych, maskulinistycznych, heroicznych narracji rewolucyjnych.

I dlatego ta spektakularna antykapitalistyczna wyobraźnia polityczna, spętana melancholijnie przeszłością, reprodukująca „hegemonię hegemonicznej formacji”, a przez to uwięziona w katastrofizmie i koszmarnych scenariuszach, nie jest w stanie pomyśleć dla ludzkości „roku zerowego” ani innych stosunków społecznych niż te, które okupują dominującą wyobraźnię systemową.

Post Scriptum: Co najgorsze, symptomami – manifestującymi się coraz częściej w publicystyce czy nawet tekstach teoretycznych – takiej kapitulującej wyobraźni politycznej radykalnej lewicy jest zachłanne czerpanie z filozofii Carla Schmitta, nawoływanie do uczenia się od prawicy, koncepcje „świętego rewolucyjnego terroru”, jak również ekstremalne trawestacje polityki agonistycznej w stylu „im więcej faszyzmu, tym lepiej dla lewicy”.

(r)