Wypuszczony
niedawno spot KPH promujący ideę związków
partnerskich wywołuje mój wisceralny sprzeciw. Nie chodzi nawet o samą ideę –
to osobny, duży temat; jestem w stanie wyobrazić sobie taką przebudowę porządku
prawnego, żeby jakiś rodzaj związków był w nim sankcjonowany,
skoro wiele osób odczuwa taką potrzebę. Chodzi mi raczej o estetyczne,
polityczne i etyczne implikacje rzeczonego filmiku.
Kiedy piszę o
wisceralnym sprzeciwie, to zaczyna się on od mojej reakcji na samą cukierkową
„powierzchnię” spotu, na warstwę wizualno-dźwiękową. Zdaję sobie sprawę, że
mainstreamowa estetyka rodem z reklamy miesiąca miodowego w Kazimierzu Dolnym
została dobrana celowo, z bardzo określonych powodów (do których zaraz wrócę).
Jednak nie mam wątpliwości, że możliwe jest zbudowanie warstwy estetycznej w
taki sposób, żeby była prosta i atrakcyjna, a jednocześnie niebanalna. Być może
bogaty dorobek estetyki campowej mógłby podsunąć twórcom/twórczyniom jakiś
ciekawy pomysł. Ale nie, wybrali estetykę możliwie najbardziej siermiężnej
polskiej telenoweli, bo i widownia, do której chcą trafić, to – jak nietrudno
się domyślić – widownia o mentalności serialowej (i nie mam, niestety, na myśli
tych naprawdę ciekawych – niestety niepolskich – seriali).
Każde dzieło
wizualne konstruuje czy też „ustawia” spojrzenie widza/ widzki (?). To nie
znaczy, że widzowie są nieuchronnie skazani na spojrzenie, które jest im
implikowane. Po pierwsze, nierzadko odbiorczyni/odbiorca jest z tego
implikowanego spojrzenia z założenia wyłączona/-y lub włączona/-y na bardzo
określonych zasadach, np. na zasadzie wyjątku potwierdzającego regułę; a po
drugie, każde dzieło można odczytać na przekór, wbrew tej tendencji, by
ustawiać podmioty i relacje w określony porządek symboliczno-społeczny. Jakie
więc spojrzenie implikuje spot „Najbliżsi Obcy”? Jest to spojrzenie przycięte
na miarę konserwatywnego Polaka i konserwatywnej Polki. Jest to – jak trafnie
zauważa w swoim felietonie Paulina Szkudlarek –
spojrzenie schlebiające heteropatriarchalnemu mężczyźnie, który infantylizuje
kobiety i pozwala sobie od czasu do czasu na małą fantazję erotyczną z
lesbijkami w roli głównej (patrz sterczący sutek w trzeciej sekundzie spotu).
Jest to spojrzenie dobrych, katolickich kobiet-matek, do których adresowana
jest afektywna strona spotu („biedne dziewczęta, przecież one chcą tylko być
szczęśliwe, czy to grzech?”). A na ogólniejszym poziomie: jest to spojrzenie
wytresowane przez TVN-owski Truman Show.
Żeby się zbytnio
nie rozwlekać, napiszę wprost, że strategia spotu to pod każdym względem
MAKSIMUM NORMALIZACJI. Temu strategicznemu celowi podporządkowane jest
dosłownie wszystko: wspomniana powyżej pastelowo-cukierkowa estetyka; serialowa reprezentacja
„codziennego życia”; nachalnie cisgenderowy model „dziewczęcości” (bo
chyba trudno mówić tu o „kobiecości”), a także młody wiek bohaterek, ich płeć
(para gejów byłaby na pewno trudniejsza do przełknięcia, nie wspominając o
osobach trans*), uroda, pełnosprawność, ogólna ekspresja (ubiór, mimika,
narracja). Ukoronowaniem tej strategii jest oczywiście fakt, że przez większą
część spotu widzowi i widzce sugeruje się, że piękna, młoda narratorka opowiada o
relacji z mężczyzną, co podkreśla dodatkowo męska forma wyrażenia „… z kimś
obcym”. Na koniec: BUM, mowa o lesbijkach! A wszystko było przecież tak samo,
jak w życiu, czyli jak w telenoweli: te uśmiechy, te kłótnie i pogodzenia, te
łzy, ten tort… Było po prostu do bólu normalnie. I owszem, ujawniony na końcu
jednopłciowy charakter związku narratorki wprowadza element różnicy – ale
różnicy wykastrowanej, zredukowanej, wygładzonej i maksymalnie przyciętej do konserwatywno-neoliberalnej
hetero-i homonormy.
Strategia
normalizacji to obecnie główna strategia mainstreamowych organizacji LGBT, więc
trudno się takiej wymowie spotu dziwić. Jego pomysłodawcy i twórczynie będą
zapewne argumentować, że spot miał trafić nie tyle do geja i lesbijki (a już
zwłaszcza nie do tych bardziej radykalnie myślących), ile do „przeciętnego
Polaka” i takowej Polki, a zatem trzeba do nich mówić językiem, jaki zrozumieją. Bo to od
ich poparcia będzie zależeć w przyszłości kwestia wprowadzenia ustawy o
związkach partnerskich. Dobrze, święte prawo organizacji definiować sobie cele
i strategie działania. Ale jednocześnie mam nadzieję, że pomysłodawczynie i twórcy
spotu nie będą zdziwieni, że część osób jakoś tam kojarzonych z literkami
„LGBT”, a zwłaszcza Q, będzie się czuła z takiej reprezentacji głęboko
wyOBCOwana. Bo w ogóle głównym problemem współczesnych porządków
kulturowo-politycznych jest fiksacja na punkcie reprezentacji. Spot KPH konstruuje
pewien zbiorowy podmiot, który po prostu nie istnieje – nie tylko ze względu na
ogromną różnorodność osób określanych (czy określających się) ogólną nazwą
LGBT/Q, ale przede wszystkim ze względu na promowanie obrazu odmieńczości,
który jest nade wszystko PROJEKCJĄ heteropatriarchalnego umysłu, na dodatek
podaną w ciężkostrawnym, wielkomiejsko-hipsterskim sosie.
W mojej krytyce
nie chodzi bynajmniej o szukanie takich reprezentacji, które byłyby
„prawdziwe”, a nie zniekształcone przez krzywe lustro heteropatriarchalnego
spojrzenia (nawet w jego bardziej liberalno-postępowej odmianie). To byłaby
błędna logika, prowadząca do kolejnych paradoksów i wykluczeń. Chodzi o to,
jaką wizję społeczną, polityczną i etyczną proponuje dany tekst kulturowy. W
założeniu twórców omawianego spotu chodzi niewątpliwie o promowanie społeczeństwa
otwartego i tolerancyjnego. Jakie więc zdziwienie musiał wywołać w think-tanku
KPH taki oto komentarz (podpisany Anhonime2) umieszczony pod spotem w
serwisie YouTube:
Ta kampania jest obrzydliwa. Nie dziwię się, że Polska jest takim zaściankowym krajem. Jest tu wyraźna implikacja, że osoby obce są gorsze względem tych, z którymi tworzymy prawnie wspólnotę (np. obywatelstwo jakiegoś kraju) = jawna KSENOFOBIA.Powinniśmy przestać portretować obcych jako jakichś gorszych, jeśli chcemy żyć w nowoczesnym społeczeństwie. Mi nie przeszkadza, że mój przyjaciel jest np. z Niemiec i nie ma obywatelstwa polskiego - wciąż jest moim przyjacielem i nie są mi potrzebne żadne regulacje prawne. Idea tej kampanii jest kompletnie odwrotna.O skrajnie cispłciowym modelu przedstawionej relacji nawet nie piszę, bo wyjdzie mi cała rozprawka.
Użytkownik
“Biuro KPH” odpowiedział ze smutną mineczką, że autor komentarza kompletnie nie
zrozumiał przesłania kampanii. A ja niestety obawiam się, że zrozumiał je
lepiej niż sami liderzy kampanii, którzy przy wszystkich swoich dobrych
intencjach (których im w najmniejszym stopniu nie odmawiam) nie potrafią wyjść
poza mentalny horyzont, który zakreśliła w ich głowach polska – niech już
będzie to słowo – zaściankowość. Jest dokładnie tak, jak pisze Anhonime2: spot
promuje etykę SWOJSKOŚCI i tym samym (jakkolwiek nieświadomie) uderza w inny
rodzaj etyki, który z braku lepszego określenia nazwałbym „ksenofilią” albo
etyką zorientowaną na obcość. Chodzi o kierunek ciążenia: czy stawiamy na
oswojenie/ „uswojskowienie”/ normalizację/ naturalizację odmieńczości – czyli
to, co robią wszystkie konserwatywne filozofie z prawa i lewa (tak tak, na
lewicy też nie brakuje takich postaw), czy raczej na alternatywną postawę, w
której to właśnie obcość – także obcość w nas samych – jest pierwotna i jako
taka stanowi punkt wyjścia do myślenia o relacjach społecznych. Kampania KPH
mówi: geje i lesbijki są NASI. To swojaki. W przeciwieństwie, oczywiście, do
wszystkich nie-swojaków. Ot, choćby promiskuitywnych gejów albo poliamorycznych
lesbijek. A nawet wojujących feministek, które nic tylko się czepiają
ładnej dziewczyny ze spotu. O nie, ci nie są fajni. Te nie są fajne. Tych
torcikiem nie poczęstujemy.
PS Przepraszam za mały plagiacik w
tytule postu, ale lepszy trudno było mi sobie wyobrazić...
[t]
warto również zapoznać się z polemiką Magdaleny Piekary do tekstu Pauliny Szkudlarek: http://pismozadra.pl/felietony/magdalena-piekara/733-polemika-ktos-obcy-nieobcy
OdpowiedzUsuńMożesz sobie wyznawać dowolnie radykalne idee, ale zrozum, że ogół społeczności, także tej lgbt,ich nie podziela. Handluj z tym! To zwykli ludzie, którzy tak się przydarzyło są zorientowani na tę samą płeć
OdpowiedzUsuńdziękuję za miłe słowa, ale naprawdę nie uważam się za nikogo niezwykłego! (swoją drogą: nie znam osobiście ani jednej osoby lgbt, której spot by się podobał -- ale ponieważ swój ciągnie do swego, a obcy do obcego, widocznie nawet nie zauważyłem, że obracam się wyłącznie w towarzystwie kosmitów)
OdpowiedzUsuń