środa, 22 sierpnia 2012

Bohaterowie i zdrajcy



Na majowym marszu równości w Krakowie pojawił się transparent "Panie Obama, dziękujemy". Była to przede wszystkim reakcja na wypowiedź Baracka Obamy, który mniej więcej tydzień wcześniej poparł małżeństwa homoseksualne w USA. W marszu miał nawet wziąć udział amerykański konsul, ale ostatecznie do tego nie doszło.

Gdybym był nieco bardziej przewidujący i nieco mniej leniwy, przygotowałbym zapewne taki transparent:


Jeśli ktoś nie wie, kim jest chłopak w mundurze na zdjęciu, to spieszę wyjaśnić, że jest to 25-letni Bradley Manning, amerykański żołnierz i analityk wywiadu oskarżony przez sąd wojskowy o długą listę przestępstw, w tym przede wszystkim, o "pomoc wrogowi", czyli zdradę stanu zagrożoną karą śmierci. Wszystko dlatego, że (prawdopodobnie) wykradł i przekazał serwisowi WikiLeaks tysiące tajnych informacji związanych z wojną w Iraku i w Afganistanie, w tym to bardzo znane nagranie pokazujące ostrzał cywilów z helikoptera:



Prezydent Obama, ignorując zasadę domniemania niewinności, oświadczył, że Manning złamał prawo i powinien ponieść konsekwencje. (W związku z tą samą sprawą Julian Assange, któremu grozi deportacja do USA gdzie bywa nazywany przez niektórych wpływowych polityków "terrorystą"  poprosił o azyl w Ekwadorze.) Obecnie trwa proces Manninga, a jedną z linii obrony jest powoływanie się na szkodliwe konsekwencje psychiczne, jakie miała obowiązująca w armii amerykańskiej zasada "don't ask, don't tell" (zniesiona siedem miesięcy po aresztowaniu Manninga). 

Bradley Manning jest odmieńcem. Powiedzieć, że jest "gejem" byłoby nieuprawnionym uproszczeniem: w pewnym okresie Manning wykazywał (i deklarował) raczej tendencje transpłciowe, podejmując działania z tym związane (np. terapia hormonalna). Mimo to, jak twierdzą jego prawnicy, woli, aby (obecnie) używano w odniesieniu do niego męskich form językowych. A zatem Manning to postać niejednoznaczna, której na pewno nie da się wtłoczyć w proste kategorie płciowe i seksualne: ani do końca gej, ani transgender. Nie-wiadomo-co.

Nie mniej dwuznaczny jest, rzecz jasna, jego czyn (zakładając, że go popełnił, choć bardzo wiele na to wskazuje, łącznie z wypowiedziami samego Manninga). Dla jednych pozostaje narodowym zdrajcą, dla innych ("lewaków", pacyfistów, anarchistów) – bohaterem walczącym z okrucieństwem i hipokryzją armii i rządu USA. Nie będę się tu rozpisywał o częstym kojarzeniu osób nienormatywnych ze szpiegostwem, zdradą i zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego, ale i o tym warto pamiętać przy okazji tej sprawy; w łagodniejszej wersji skojarzenie to przypisuje odmieńcom niekoniecznie złą wolę, ale przynajmniej charakterologiczną słabość i niezrównoważenie psychiczne – cechy przez wielu komentatorów przypisywane także Manningowi.

Wokół Manninga narosło mnóstwo różnych narracji, co świadczy, powtórzę, o jego głębokiej niejednoznaczności i niemożności "odczytania" go poprzez stosowane powszechnie kategorie psycho-seksualne i społeczno-polityczne (zwłaszcza liberalne). Nie istnieje jedna odpowiedź na pytanie, co skłoniło go do skopiowania i ujawnienia tajnych danych wojskowych: czy były to raczej pobudki polityczno-idealistyczne (wskazuje na to jego wcześniejsza aktywistyczna działalność i niektóre jego wypowiedzi), czy raczej osobiste (zaburzenia osobowościowe, prywatna zemsta itp.) Moja własna narracja gdybym chciał ją stworzyć zaczynałaby się zapewne od "dziwnego" incydentu odnotowanego w dokumentach wojskowych: Bradleya znaleziono raz w pozycji embrionalnej obok krzesła, na którym wyrył nożem słowa "I want". Pragnę – bez dopełnienia. Czy chodziło o pragnienie seksualne? O pragnienie innego życia? Pragnienie lepszego świata? I czy koniecznie należy te pragnienia rozdzielać?

Bradley Manning nie stał się bohaterem środowisk LGBT. Strona Queer Friends of Bradley Manning na Facebooku ma oszałamiającą liczbę 63 fanów, grupa Queers In Solidarity for Bradley Manning  – 46 osób. O ile mi wiadomo, żaden z polskich portali LGBTI(Q) nie śledzi sprawy Manninga (na jednym z portali znalazłem utrzymaną w lekkim tonie wzmiankę sprzed dwóch lat). Bo to przecież nie "nasz" bohater. I w ogóle "nie nasza sprawa"; nasza sprawa to przyznanie prawa do związków jednopłciowych przez to samo państwo, które ochoczo przyłącza się do amerykańskich interwencji zbrojnych. Ale najpierw, rzecz jasna, musimy udowodnić, że jesteśmy porządnymi, lojalnymi i godnymi zaufania obywatelami. Nie jak ten zdrajca Manning.
(t) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz