Na
majowym marszu równości w Krakowie pojawił się transparent "Panie Obama, dziękujemy". Była
to przede wszystkim reakcja na wypowiedź Baracka Obamy, który mniej więcej
tydzień wcześniej poparł małżeństwa homoseksualne w USA. W marszu miał nawet wziąć
udział amerykański konsul, ale ostatecznie do tego nie doszło.
Gdybym
był nieco bardziej przewidujący i nieco mniej leniwy, przygotowałbym zapewne taki
transparent:
Jeśli
ktoś nie wie, kim jest chłopak w mundurze na zdjęciu, to spieszę wyjaśnić, że
jest to 25-letni Bradley Manning, amerykański żołnierz i analityk wywiadu oskarżony przez sąd wojskowy o
długą listę przestępstw, w tym przede wszystkim, o "pomoc wrogowi",
czyli zdradę stanu zagrożoną karą śmierci. Wszystko dlatego, że (prawdopodobnie) wykradł i przekazał serwisowi WikiLeaks tysiące tajnych informacji związanych
z wojną w Iraku i w Afganistanie, w tym to bardzo znane nagranie pokazujące ostrzał cywilów z helikoptera:
Prezydent
Obama, ignorując zasadę domniemania niewinności, oświadczył, że Manning złamał
prawo i powinien ponieść konsekwencje. (W związku z tą samą sprawą Julian Assange,
któremu grozi deportacja do USA – gdzie bywa nazywany przez niektórych wpływowych polityków "terrorystą" – poprosił o azyl w Ekwadorze.) Obecnie trwa
proces Manninga, a jedną z linii obrony jest powoływanie się na szkodliwe konsekwencje
psychiczne, jakie miała obowiązująca w armii amerykańskiej zasada "don't
ask, don't tell" (zniesiona siedem miesięcy po aresztowaniu Manninga).
Bradley
Manning jest odmieńcem. Powiedzieć, że jest "gejem" byłoby nieuprawnionym
uproszczeniem: w pewnym okresie Manning wykazywał (i deklarował) raczej tendencje
transpłciowe, podejmując działania z tym związane (np. terapia hormonalna).
Mimo to, jak twierdzą jego prawnicy, woli, aby (obecnie) używano w odniesieniu do niego męskich form językowych. A zatem Manning to postać niejednoznaczna, której na pewno nie
da się wtłoczyć w proste kategorie płciowe i seksualne: ani do końca gej, ani
transgender. Nie-wiadomo-co.
Nie mniej
dwuznaczny jest, rzecz jasna, jego czyn (zakładając, że go popełnił, choć
bardzo wiele na to wskazuje, łącznie z wypowiedziami samego Manninga). Dla
jednych pozostaje narodowym zdrajcą, dla innych ("lewaków",
pacyfistów, anarchistów) – bohaterem walczącym z okrucieństwem i hipokryzją
armii i rządu USA. Nie będę się tu rozpisywał o częstym kojarzeniu osób
nienormatywnych ze szpiegostwem, zdradą i zagrożeniem dla bezpieczeństwa
narodowego, ale i o tym warto pamiętać przy okazji tej sprawy; w łagodniejszej
wersji skojarzenie to przypisuje odmieńcom niekoniecznie złą wolę, ale przynajmniej
charakterologiczną słabość i niezrównoważenie psychiczne – cechy przez wielu
komentatorów przypisywane także Manningowi.
Wokół
Manninga narosło mnóstwo różnych narracji, co świadczy, powtórzę, o jego
głębokiej niejednoznaczności i niemożności "odczytania" go poprzez
stosowane powszechnie kategorie psycho-seksualne i społeczno-polityczne (zwłaszcza liberalne). Nie istnieje jedna
odpowiedź na pytanie, co skłoniło go do skopiowania i ujawnienia tajnych
danych wojskowych: czy były to raczej pobudki polityczno-idealistyczne (wskazuje na to
jego wcześniejsza aktywistyczna działalność i niektóre jego wypowiedzi), czy
raczej osobiste (zaburzenia osobowościowe, prywatna zemsta itp.) Moja własna narracja – gdybym chciał ją stworzyć – zaczynałaby się zapewne od "dziwnego" incydentu odnotowanego w dokumentach wojskowych: Bradleya
znaleziono raz w pozycji embrionalnej obok krzesła, na którym wyrył nożem
słowa "I want". Pragnę – bez dopełnienia. Czy chodziło o pragnienie
seksualne? O pragnienie innego życia? Pragnienie lepszego świata? I czy koniecznie należy te
pragnienia rozdzielać?
Bradley Manning nie stał się bohaterem środowisk LGBT. Strona Queer Friends of Bradley Manning na Facebooku ma oszałamiającą liczbę 63 fanów, grupa Queers In Solidarity for Bradley Manning – 46 osób. O ile mi wiadomo, żaden z polskich portali LGBTI(Q) nie śledzi sprawy Manninga (na jednym z portali znalazłem utrzymaną w lekkim tonie wzmiankę sprzed dwóch lat). Bo to przecież nie "nasz" bohater. I w ogóle "nie nasza sprawa"; nasza sprawa to przyznanie prawa do związków jednopłciowych przez to samo państwo, które ochoczo przyłącza się do amerykańskich interwencji zbrojnych. Ale najpierw, rzecz jasna, musimy udowodnić, że jesteśmy porządnymi, lojalnymi i godnymi zaufania obywatelami. Nie jak ten zdrajca Manning.
(t)
Bradley Manning nie stał się bohaterem środowisk LGBT. Strona Queer Friends of Bradley Manning na Facebooku ma oszałamiającą liczbę 63 fanów, grupa Queers In Solidarity for Bradley Manning – 46 osób. O ile mi wiadomo, żaden z polskich portali LGBTI(Q) nie śledzi sprawy Manninga (na jednym z portali znalazłem utrzymaną w lekkim tonie wzmiankę sprzed dwóch lat). Bo to przecież nie "nasz" bohater. I w ogóle "nie nasza sprawa"; nasza sprawa to przyznanie prawa do związków jednopłciowych przez to samo państwo, które ochoczo przyłącza się do amerykańskich interwencji zbrojnych. Ale najpierw, rzecz jasna, musimy udowodnić, że jesteśmy porządnymi, lojalnymi i godnymi zaufania obywatelami. Nie jak ten zdrajca Manning.
(t)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz