W ramach autopromocji – fragment artykułu, który ukazał się kilka miesięcy temu w książce Strategie queer. Od teorii do praktyki (pod redakcją M. Drozdowskiego, M. Kłosowskiej i A. Stasińskiej):
W
naszych rzekomo postpolitycznych czasach nawet ogromna część lewicy (zwłaszcza,
choć nie wyłącznie, partii lewicowych głównego nurtu) oraz niektóre „alternatywne”
ruchy polityczne przejęły liberalny język polityczny – być może nieco inaczej
rozkładając akcenty, ale zasadniczo nie kwestionując liberalnych aksjomatów polityczności
jako takiej, także w relacji do seksualności. [...] To właśnie [ze środowiskami lewicowymi i (post)anarchistycznymi], moim zdaniem, queer
powinien nawiązywać polityczne i społeczne sojusze, to tutaj powinna odbywać
się intensywna wymiana myśli i wspólne poszukiwanie innych modeli polityczności – takich, które pozwolą skutecznie przeciwstawić się dominującym siłom
patriarchalnego, heteronormatywnego, (neo)liberalnego, neokolonialnego,
kapitalistycznego „imperium”. W tak pomyślanych sojuszach rolą kłiru byłoby przede wszystkim społeczne odzyskiwanie
różnicy i pożądania, które zostały skolonizowane i zneutralizowane przez
liberalny kapitalizm, zamienione na parametry produkcji i konsumpcji, poddane intensywnej
regulacji przez polityczne projekty „wielokulturowości” oraz „tolerancji”.
Jednym z punktów stycznych ruchów „nowej lewicy”, (post)anarchizmu i kłiru jest, jak sądzę, odrzucenie atomistycznego indywidualizmu narzucanego przez reżim liberalny i przeciwstawienie mu innej, niekapitalistycznej koncepcji tego, co społeczne, co dzielone, co nieprywatne (queer pokazuje, że seks nie jest prywatny: jest głęboko społeczny, w sensie wykraczającym daleko poza reprodukcyjną funkcję tradycyjnej heteroseksualnej rodziny). Tego zadania nie podejmie na pewno liberalnie zorientowany ruch LGBT, który wpisuje swój „partykularystyczny” program w ogólniejszy program „modernizacyjny”: wszyscy chcemy więcej dróg i autostrad, rosnącego PKB, lepszego zarządzania itd. Mówiąc złośliwie, z tej perspektywy „idealnym światem” byłby taki, w którym uśmiechnięta para homomałżonków (najlepiej zawodowy wojskowy i prezes korporacji) zawozi swoje śliczne, adoptowane dziecko (najlepiej pochodzące z jakiegoś biednego kraju Trzeciego Świata) wypasionym autem do pięknego, prywatnego przedszkola. Jest oczywiste, że strukturalnie taki model nie jest dla wszystkich równie dostępny; najważniejsze, że jest pewnym normatywnym ideałem, który strukturyzuje aspiracje i scenariusze życiowe gejów i lesbijek (względnie innych odmieńców) i jednocześnie przesłania alternatywne scenariusze życiowe, społeczne i polityczne.
Jednym z punktów stycznych ruchów „nowej lewicy”, (post)anarchizmu i kłiru jest, jak sądzę, odrzucenie atomistycznego indywidualizmu narzucanego przez reżim liberalny i przeciwstawienie mu innej, niekapitalistycznej koncepcji tego, co społeczne, co dzielone, co nieprywatne (queer pokazuje, że seks nie jest prywatny: jest głęboko społeczny, w sensie wykraczającym daleko poza reprodukcyjną funkcję tradycyjnej heteroseksualnej rodziny). Tego zadania nie podejmie na pewno liberalnie zorientowany ruch LGBT, który wpisuje swój „partykularystyczny” program w ogólniejszy program „modernizacyjny”: wszyscy chcemy więcej dróg i autostrad, rosnącego PKB, lepszego zarządzania itd. Mówiąc złośliwie, z tej perspektywy „idealnym światem” byłby taki, w którym uśmiechnięta para homomałżonków (najlepiej zawodowy wojskowy i prezes korporacji) zawozi swoje śliczne, adoptowane dziecko (najlepiej pochodzące z jakiegoś biednego kraju Trzeciego Świata) wypasionym autem do pięknego, prywatnego przedszkola. Jest oczywiste, że strukturalnie taki model nie jest dla wszystkich równie dostępny; najważniejsze, że jest pewnym normatywnym ideałem, który strukturyzuje aspiracje i scenariusze życiowe gejów i lesbijek (względnie innych odmieńców) i jednocześnie przesłania alternatywne scenariusze życiowe, społeczne i polityczne.
[...] W sytuacji, w której scenę polityczną dzieli się po prostu według kryterium „zacofania” (ciemnogród, Radio Maryja itp.) i „nowoczesności” (modernizacyjny liberalizm, tolerancja) – nie ma miejsca na alternatywę, a więc nie ma miejsca na queer. Tymczasem queer (o tyle, o ile pozostaje różny od ruchu LGBT) powinien zachowywać równy dystans zarówno do (neo)konserwatyzmu, jak i do (neo)liberalizmu (a także do takiej wersji lewicy, która jest zaledwie bardziej wrażliwym społecznie liberalizmem); powinien tworzyć alternatywne konceptualizacje, strategie polityczne i przestrzenie społeczne; powinien poszerzać zakres możliwego i szukać nowych potencjalności, nowych (hybrydycznych) połączeń, podmiotowości i kolektywności.
[t]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz